Ojgyn z Pniokow |
Wysłany: Pon 21:13, 24 Wrz 2007 Temat postu: Coś mojego na zupełny początek |
|
Zapowiadał się, i chyba był, gorący weekend. I nie chodzi tu o piękną pogodę jak na pierwszy dzień jesieni przystało. Atmosfera jednak tego pięknego dzionka mocno się ogrzała za przyczyną naszych znikających już powoli ze sceny ale jeszcze uparcie wtykających swoje gęby przed kamery – posłów.
Przecież teraz w czasie wytężonej kampanii wyborczej ani dnia nie będziemy mieli z nimi spokoju. I to jedno jest na tym świecie, w tym naszym kraju – pewne jak prawa fizyki. Niepokojące jest jednak to, że do tej pory śmialiśmy się z Rosji putinowskiej a teraz mamy powtórkę z rozrywki, tylko bardziej głupią – Polskę pisowską. Mówi się powszechnie o swoistej arce Noego do przechowywania politycznych dinozaurów w postaci Millera, Wrzodaka, Bendera, Oleksego i kogo tam jeszcze. Ale na plan pierwszy wysuwa się kobieca wersja Chucka Norrisa Nelly Rokita ze swoją płochliwą inteligencją. Bo ta właśnie leciwa bojowniczka zrobiła sobie ze swojej rusko-brzmiącej gęby ułańską cholewę. Przy gromko grzmiących fanfarach obejmowała stanowisko u boku uwielbianego prezydenta by już za parę dni pospiesznie zrejterować, gdyż poczuła ów zew krwi i zapragnęła kontynuować parlamentarną historię nazwiska swojego męża. Chcąc kandydować ( w zamiarach – wygrać) musi abdykować z trudem zdobytego stanowiska doradczyni od spraw ... I po co te buńczuczne zapowiedzi rozkręcenia na skalę niemal światową programu w imieniu polskich kobiet? Z jej powodu odszedł z polityki (na razie, na razie !) jej mąż trojga imion, by ona mogła postawić na swoim i na siłę wepchnąć się do tej zlewni, do naszego parlamentu. Bo przecież sławetna partia Pranie i Sprzątanie przyjmie z wdzięcznością każdego dezertera byle tylko pognębić (chwilowo, chwilowo) politycznego konkurenta.
I można by tu na kilkunastu nawet stronicach rozważać miłość naszych swojskich romantycznych aczkolwiek tylko politycznych, bohaterów. Przecież nawet tak genialny dramaturg William Szekspir nie wymyśliłby już w 1595 roku takiego Romea i takiej Julii jakich nam zaserwował w ostatnim czasie Kraków. Nasza ta nasza rodzima Julia-Nelly tak mocno kocha swojego męża, że z pewnością nie mogłaby nie dorobić jelenich rogów swemu Romeo i bezwolnie uległa uwodzicielskim względom bezwolnemu bliźniakowi z prezydenckiego pałacu. A gdy Donald Tusk z Lechem Kaczyńskim pospołu pili sobie wino na zgodę i na polepszenie atmosfery między PiS a PO, już można było być zupełnie pewnym, że gigantyczny kac – jak to zawsze w tej naszej mocno niewydarzonej polskiej polityce – dopadnie tylko nas, wyborców. Bo w tle tego dziwacznego medialnego pojedynku – jak zwykle – kryje się od dawna już zaplanowane, i to bez ziobrowskich dyktafonów, oszustwo.
A Nelly grzmi na jednej z konwencji wyborczych: Donaldzie! „Zróbmy coś dobrego dla Polski !” Więc to tak zaczynają się podchody, by znowu w chwale wypłynął Jan Maria w przewidywalnej dla myślących Polaków koalicji PO-PiS.
Pozostaje wcale nie tak głupie pytanie: czy szyje się już w miejsce pana-giertychowskich mundurków kaftany bezpieczeństwa dla polityków? Ale jest nadzieja, że teraz to już na pewno będzie chociażby tylko w Samoobronie: Millej i Leppiej!
A u nas są pełne kościoły i różne obłudne i kłamliwe ćwoki powołują się na wzniosłe chrześcijańskie wartości, które pięknie brzmią w mediach ale nie zawsze im się hołduje, a wręcz przeciwnie, ignorowane są zawsze i wszędzie, gdzie przeważa partyjny interes. I to zarówno z prawej jak i z lewej strony naszej zakłamanej sceny politycznej. Wystarczy tu wspomnieć alianse PiS-u z żydożercą Benderem czy niezłomnego Millera ze spsiałą Samoobroną. Wszyscy również klęczą pospołu na Jasnej Górze ale zupełnie obcy jest tym wszystkim zakłamanym politykierom chrześcijański znak pokoju.
I jeszcze jedna konkluzja. PiS chce walczyć z korupcją, PiS potrafi walczyć z korupcją, PiS będzie nadal walczyć z korupcją a tylko ci zajadli przeciwnicy pierzastego Jarosława Wielkiego są zagorzałymi obrońcami korupcji. Z takim właśnie przesłaniem przystąpili różni „pisuarowi” politycy do tegorocznej, niechcianej acz wymuszonej kampanii wyborczej. Łącznie z żałośnie wpatrzoną jak w obrazek ekspertką w sprawach tarczy antyrakietowej Szczypińską, która z głupawym uśmiechem kiwała aprobująco każdą głupotę swojego niedoszłego, przyszłego niczym nasz śląski „kasper Ololo” na spędzie policjantów.
A coraz więcej naszych polityków (?) ma już permanentny oburęczny wzwód dla demonstracji spopularyzowanego przez Churchila symbolu victorii. Nie ustrzegł się tego nawet ten najbardziej do tej pory opanowany Pawlak.
No, i brnijmy dalej w te słowne i na gesty, przepychanki wybrańców narodu, bo przecież jak do tej pory żadna licząca się na naszym politycznym firmamencie partia. Mówię licząca, gdyż naprawdę nie chcę tu przywoływać różnych takich egzotycznych ugrupowań obiecujących wszystko i wszystkim.
I to by było na tyle – jak mawiał Jan Tadeusz Stanisławski. |
|